fot. Co ma Gdynia, czego nie ma Elbląg? Lepsze szkoły, a teraz jeszcze setkę uczniów z miasta Piekarczyka
Czy oferta edukacyjna w Elblągu jest atrakcyjna dla młodych ludzi? Czy po skończeniu któregoś z tutejszych gimnazjów lub liceów absolwent ma szansę dostania się do dobrej uczelni? Czego brakuje w szkołach w naszym mieście, co mają szkoły w Trójmieście? I dlaczego właśnie w tamtym kierunku spogląda elbląski uczeń, chcący stąd wyjechać? Kwestia ta była omawiana podczas dzisiejszego posiedzenia Komisji Oświaty, Kultury, Sportu i Turystyki.
Mimo wprowadzenia w niektórych szkołach klas profilowanych, ukierunkowujących edukację na konkretną dziedzinę nauki czy pozwalających na zdobycie wiedzy i umiejętności, przydatnych w danym zawodzie, mimo starań dyrektorów szkół i nauczycieli elbląski uczeń, zwłaszcza gimnazjalista, nie czuje się dobrze w szkole, do której uczęszcza.
W poszukiwaniu szczęścia
Czegoś mu brakuje, coś chciałby zmienić w tym, jak prowadzone są lekcje, na jakie przedmioty kładzie się nacisk, ale nie może. Jaki krok decyduje się podjąć? Ucieczkę, bo tak to można nazwać i takiego słowa użył też wobec omawianego zjawiska Dyrektor Departamentu Edukacji Sportu i Turystyki, Edward Pietrulewicz.
Zauważamy pewną tendencję, że duża część dzieci ucieka nam do Gdyni. Będziemy musieli pomyśleć jakie działania podjąć, by to zatrzymać. We wspomnianym mieście młodzież szuka przede wszystkim dobrych ogólniaków z językiem angielskim jako wykładowym czy szkół dwujęzycznych. I nie mam tu na myśli wyłącznie III Liceum Ogólnokształcącego, ale inne gdyńskie ogólniaki, które mają w swoim profilu dwujęzyczne nauczanie.
Szef departamentu skwitował to w ten sposób, że młodzież wybiera po prostu elitarne szkoły dla zdolnych uczniów.
Cudze chwalicie…
My takiej szkoły w swojej ofercie nie mamy – mówił Edward Pietrulewicz. – Drugi ogólniak próbuje to zrobić, ale w grę wchodzi rejonizacja, więc z braku miejsca nie wszystkie dzieci by na tym skorzystały. – mówił. Wspominał także, że kwestia rejonizacji utrudnia wprowadzenie dwujęzyczności nauczania.
Nie ukrywajmy, że w takiej szkole muszą być nauczyciele, którzy dobrze się czują w dwóch językach, angielskim czy innym europejskim. Tego nam brakuje i jest to kolejna kwestia, nad którą trzeba będzie pomyśleć.
Edward Pietrulewicz zwrócił uwagę, że tylko dzięki współpracy uda się wypracować odpowiednie rozwiązanie dlatego poprosił o pomoc radnych.
Tendencja jest niepokojąca. W tej chwili mówimy o setce dzieci z Elbląga, która już uczy się w Gdyni, więc to jest spory udział.
Wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Wojciech Rudnicki wyraził przekonanie, że tak się pewnie dzieje przez to, że rodzice wyjeżdżają do wspomnianego miasta do pracy. Szef departamentu edukacji wyprowadził go jednak z błędu mówiąc, że uczniowie mieszkają w internatach. I, jak zaznaczył, nie dotyczy to tylko dzieci, których opiekunowie mają zasobniejsze portfele.
Po skończeniu takiego liceum, jak to w Gdyni, otwarte są wszystkie uczelnie w Europie.
- podsumował.
Jakie kroki podejmą radni, by poprawić sytuację elbląskiej oświaty?