Całe szczęście nie jestem nauczycielem, choć o mały włos, a skończyłabym przy tablicy ...wszak nie o tym chcę napisać, a o toczącej się nagonce na środowisko nauczycielskie, któremu w tym roku przyjdzie pełnić, zaznaczę - obowiązkowy dyżur w szkole w dniach między świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem, no i kilka dni później. O co tyle dymu i zamieszania?
Już wyjaśniam. 3 grudnia br. minister edukacji narodowej Joanna Kluzik Rostkowska, skierowała otwarty list do rodziców, opiekunów i dyrektorów szkół, w którym czarno na białym podkreśla, że rodzice mają prawo wymagać, by nauczyciele zaopiekowali się dzieckiem podczas przerwy świątecznej, a szkoła ma obowiązek zająć się uczniem, gdy zajdzie taka potrzeba.
Od dawna tak jest, głównie w szkołach podstawowych, że rodzice młodszych uczniów, którzy pracują w dniach wolnych od zajęć dydaktycznych, mogli zgłaszać potrzebę objęcia ich dziecka tzw. opieką świetlicową. Nikt nigdy nie czynił z tego problemu. Nauczyciele pełnili wówczas dyżury, które ustalał dyrektor szkoły. Nie musieli jednak wszyscy być w niej codziennie, bo i po co? Po to, by pilnować pustych ścian, podlewać kwiatki, czyścić szafki, odkurzać sale dydaktyczne? W tym roku, jak jeden mąż, każdy nauczyciel będzie pełnił kilkugodzinny dyżur. Niby nic wielkiego, jednak oburzenia ze strony pracowników oświaty nie dało się uniknąć. W końcu informacja o tym by być „na posterunku” przyszła 3 grudnia a nie 3 września. Sądząc po wyrazie twarzy znajomych nauczycieli, chyba większość z nich miała już zaplanowane różne sprawy, np. wyjazdy i z pewnością nie był to pobyt w szkole.
Zaraz odezwą się, ci którzy sądzą, że nauczyciele to „banda leniwców i nierobów”, że i tak mają za dobrze. 18 godzin pracy tygodniowo? Phi... co to jest, też bym tak chciał. Do tego coroczne wakacje, ferie i inne dni wolne „od pracy” są niemałym przywilejem, jednak postarajmy się choć na chwilę wejść w skórę osoby, która codziennie jest otoczona co najmniej 25 osobową gromadką dzieci, z roku na rok bardziej wymagającą i hałaśliwą, nad którą trzeba potrafić zapanować, a do tego jeszcze zachęcić do słuchania i uczenia się. Uwierzcie, że dziś jest to sztuka cyrkowa. Tak naprawdę mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak wyczerpującą profesją jest ten zawód.
Ale powróćmy do tematu... Na moje oko, Pani ministra wsadziła kij w mrowisko, a wystosowany apel do rodziców i pracowników oświaty, jest próbą podkopania resztek autorytetu nauczycieli oraz pokazanie im, że są w opozycji do dzieci i rodziców. Co ciekawe, MEN uruchomił również dla rodziców specjalny numer telefonu i adres mailowy, pod którym mogą zgłaszać wszelkie uwagi i wątpliwości dotyczące opieki nad ich dziećmi w okresie przerwy świątecznej. Czy to nie dziwne, że zachęca się do składania donosów?
Zresztą Pani Kluzik-Rostkowska nie kryje się z zamiarem likwidacji Karty Nauczyciela, a co za tym idzie, zawartych w nich praw do dodatków i przywilejów, np. urlopu dla poratowania zdrowia. Cóż...jak widać i dla nauczycieli nadchodzą niełatwe czasy. Tylko kto na tym najwięcej straci. Obawiam się, że nasze dzieci.