fot. Konrad Kosacz / elblag.net
Jest coraz cieplej. Dzieci i ich opiekunowie zaczynają ponownie korzystać z placów zabaw. Te powinny być nie tylko miejscem spotkań z rówieśnikami, ale również oazą bezpieczeństwa i kącikiem odpoczynku dla rodziców. Jako mama trzylatka postanowiłam sprawdzić, czy na elbląskich placach zabaw jest bezpiecznie dla naszych pociech.
Pierwsze wrażenie. Czy rzeczywiście jest najważniejsze?
Jako pierwszy pod lupę wzięłam plac zabaw przy ul. Piechoty, mieszczący się na terenie nowego osiedla wojskowego. Plac ten został oddany do użytku kilka miesięcy temu, dlatego wizualnie sprawia wrażenie miejsca nowoczesnego, spełniającego najbardziej rygorystyczne normy. Podłoże wyłożone miękkim tartanem, drewniane ogrodzenie oddzielające od skarpy, zaokrąglone brzegi sprzętów. Podczas gospodarowania stosunkowo niewielkiej powierzchni, pomyślano również o ławeczkach dla rodziców.
Jak w rzeczywistości wygląda bezpieczeństwo i funkcjonalność placu przy ul. Piechoty?
Najlepiej na to pytanie odpowiedzą opiekunowie maluchów, które na co dzień testują jego wszelkie parametry.
- Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że ten plac zabaw jest stanowczo za mały. Kiedy jest piękny, słoneczny dzień, zbierają się tu dzieci w rozległym przedziale wiekowym. Te młodsze są niezauważane, a starsze operują już nagannym słownictwem, często wykorzystując też swoją przewagę wiekową, a nawet fizyczną – mówi Martyna, ciocia 3-letniego Bartka. - Kilka razy zetknęłam się z sytuacją, kiedy mniejsze dziecko było zrzucane ze zjeżdżalni, uderzane twardą piłką, czy przepychane złośliwie, lub po prostu przez nieuwagę roztargnionych nastolatków – dodaje. Prawdą jest, że nastolatki nie złapią wspólnego języka z maluszkami, dlatego dla każdej z tych grup wiekowych powinna być oddzielona osobna przestrzeń. W ten sposób zwiększyłoby się nie tylko bezpieczeństwo, ale i swoboda zabawy obydwu z nich. Na placu zabaw przy ul. Piechoty zdecydowanie brakuje rozgraniczenia tych dwóch stref.
Możliwości dzieci a standardy
- Plac zabaw spełnia wszelkie standardy jakie były mu założone – tłumaczy Grzegorz Adamczyk, administrator osiedla. - Pod względem technicznym mam obowiązek sprawdzać go raz na dwa miesiące. Średnio co dwa tygodnie kontroluję jedynie jego stan wizualny. Nie mogę ingerować, jeżeli nie widzę żadnych uchybień takich jak braki w konstrukcji, wystające elementy czy niesprawne mechanizmy – wyjaśnia.
Oczy opiekunów widzą jednak więcej. Nie jest tajemnicą, że drabinka prowadząca do zjeżdżalni została zaprojektowana w sposób, który skutecznie utrudnia rozbrykanemu kilkulatkowi dostanie się do celu.
- Przerwy pomiędzy trzema szczeblami są na tyle duże, że jeśli noga ześlizgnie się, dziecko może przelecieć między nimi i w gruncie rzeczy spaść z niemałej wysokości, czego kilka razy byłam świadkiem. Kiedy dziecku dzieje się krzywda, zupełnie zmienia się pogląd na pewne sprawy – mówi Zofia, babcia małego Huberta. Do głowy przychodzi od razu jedna myśl – każdy powinien pilnować swojego dziecka. Ale zachowania maluchów są tak spontaniczne, że niektórych sytuacji naprawdę nie da się przewidzieć.
Poza tym w pewnym momencie swojego życia dziecko musi mieć możliwość samodzielnego działania i odrobiny niezależności. Myślenie kilkulatka charakteryzuje się jednak niewielką świadomością niebezpieczeństwa. Wyobraźnia nie podpowiada mu zatem, że mały szczegół może przyczynić się do dużego nieszczęścia.
Jaką rolę powinni odgrywać rodzice?
Mogłoby się wydawać, że każdy rodzic zna swoje obowiązki względem dzieci. Niestety życie pokazuje, że nie zawsze jest tak, jak być powinno. W relacjach między nastolatkami brakuje kultury osobistej i zasad dobrego wychowania. Choć regulamin określa pewne granice, kilkunastoletni użytkownicy rządzą się swoimi prawami. Nie dość, że oblegają masowo urządzenia przeznaczone dla młodszych dzieci, to na dodatek potrafią być agresywne nawet w stosunku do osób dorosłych.
- Jest mi bardzo przykro, że rodzice nie uczą swoich dzieci jak nie powinny się zachowywać. Wśród dzieci starszych, które przychodzą tu już bez opiekunów, panuje zupełna samowola. Ja, jako matka, boję się zwrócić uwagę nastolatkowi, bo sama mogę zostać opluta lub zbluzgana. Moje prośby najczęściej stają się obiektem drwin. Mimo wszystko próbuję wpłynąć na te dzieciaki, którym ktoś zapomniał wskazać odpowiednią drogę – mówi Basia, mama 4-letniej Roksany.
Najważniejsza jest jedna, prosta zasada
- Plac zabaw jest miejscem publicznym. Przynależy jedynie do osiedla. Nie można zatem nikomu zabraniać przebywania na jego terenie – tłumaczy Grzegorz Adamczyk. - Warto jednak pamiętać, że nie tylko na placu zabaw, ale i w życiu codziennym, obowiązuje prosta zasada. Najlepszym kluczem do porozumienia jest przestrzeganie savoire – vivre'u – dodaje.